Biorę rozpęd po długiej trampolinie. 10 metrów biegu w podskokach. Na końcu półtorametrowej wysokości mur z gąbek. Naskok, wybicie, lecę, lecę… Ale nie mam już tej skoczności, jak w czasach, gdy regularnie grałem w koszykówkę (no i byłem młody). Zgarniam najwyższy rząd „cegieł” i wpadam z impetem w gąbczaste morze na dole, głową naprzód.
To była ta łatwa część. Teraz trzeba się wydostać, a ciężkiemu człowiekowi grunt rozsuwa się pod nogami. Co innego dzieci, te wyjdą w miarę szybko. A, no tak, dzieci! Z nimi tu przecież przyszliśmy.
Jesteśmy w „Happy Jump”, parku rozrywki na rzeszowskim osiedlu Baranówka. Parku specyficznym, bo praktycznie nie ma tu atrakcji innych niż trampoliny. Jest mały kącik zabaw dla najmniejszych dzieci (puzzle, autka, książeczki), a reszta to tylko skakanie: „na sucho”, w gąbki albo do kosza.
Parę razy ładuję gumową piłkę z góry, ale już widzę, że konkursu wsadów nie wygram nawet z pomocą odskoczni. Za to Madzia co i rusz woła mnie, żebym ją podniósł. Wtedy akurat sięga obręczy, a wrzucanie piłki bardzo ją cieszy. Reszta tej zabawy, którą tu ma, też jej bardzo pasuje. Biega, śmieje się, turla w gąbkach.
Ja tylko pilnuję, żeby nie wskakiwała na trampolinę, na której jest ktoś znacznie cięższy od niej. Nie chcę, żeby na nią upadł albo „wystrzelił” ją w jakimś dziwnym kierunku w momencie własnego odbicia. Na szczęście ani przez chwilę nie ma zagrożenia.
Ja za to zaczynam rozumieć, po co tutaj szatnie i prysznice. Myślałem, że sobie ot tak poskaczę, a tu się człowiek poci. Jeśli kto ambitniejszy to na tych trampolinach nie tylko się rozerwie, ale i sporo kalorii spali.
Szef tego ośrodka mówi, że przychodzą tu i całe grupy szkolne, i młodzież w wieku licealnym, i dorośli. Chyba wiem dlaczego. Po pierwszych 5 minutach wyczuwania, jak kontrolować siłę odbicia i własne ciało w locie przestaję myśleć, czy takie rzeczy staremu chłopu przystoją. Boing-boing-boing, jak najwyżej, i w gąbki. I cóż tego, że przez chwilę wystają z nich tylko nogi?
To faktycznie zabawa dla całej rodziny. Odrobina sprawności fizycznej i kondycji (naprawdę odrobina) i można się bawić i jak się ma lat 2, i jak się ma 40, i pewnie jak się ma 65 też, choć tego ostatniego w praktyce nie sprawdziliśmy.
A jak zrobić to salto? Trzeba stanąć niedaleko gąbek, odbić się parę razy dla nabrania wysokości, i w końcu raz! Mocno! W górę i do przodu, i zarazem złożyć się do przewrotu w przód. Nieważne, czy na stopy, czy na plecy, będzie miękko. A jak już nabierzemy wprawy to można próbować i na samej trampolinie. Ja do tego etapu nie dotarłem, ale widziałem takich, co spadli na nogi i ustali.
Pingback: Park trampolin Happy Jump | Gdziecko.pl
Fajny wpis, ciekawe czy to naprawdę tak fascynujące, jak wynika z opisu. Męża nie przekonam do skakania publicznie, ale ja i dzieci na pewno się wybierzemy. Proszę o dokładny adres gdzie to jest.
Dziękujemy za słowa uznania. Park Trampolin Happy Jump znajduje się na ul. Torowej 2 w Rzeszowie. Więcej informacji znajdzie Pani na stronie https://happyjump.com.pl/. Życzymy wspaniałej zabawy!