Spacer do wieży w Pruchniku
Spacer do wieży w Pruchniku

Spacer do wieży w Pruchniku

Wiosenny, niedzielny ranek i szybka decyzja: jest pogoda, zróbmy wyjazd. Chcemy spaceru po nieznanych jeszcze miejscach. I szybkie google’anie: gdzie by tu ruszyć? O, proszę, nad Pruchnikiem zbudowali wieżę widokową. W pobliżu jest jeszcze jakaś ścieżka edukacyjna, a wszystko wśród lasów i łąk. Brzmi znakomicie. W auto ładujemy wózek, nosidełko i inne podstawowe rzeczy dla dzieci. Dzieci też zabieramy, nie jesteśmy rodzicami Kevina samego w domu.

Jedziemy z Rzeszowa. W Łańcucie skręcamy na drogę do Markowej. Zgiełk ruchu drogowego gaśnie i od razu robi się piękniej. Trasa wspina się na wzgórza, widoki są coraz rozleglejsze. Za Łańcutem pokazujemy maluchom potężne wiatraki, które łopatami młócą powietrze. Tłumaczymy, skąd się bierze prąd potrzebny do oglądania bajek w komputerze. Maciek może wyłapuje pojedyncze słowa, starsza Madzia też pewnie jeszcze niewiele wyłapie. Cóż z tego? Z czasem zrozumie wszystko, a nigdy nie jest za wcześnie, żeby zacząć opowiadać dziecku o świecie.

Regularnie mijają nas rowerzyści. Trochę im zazdrościmy – żadna samochodowa klimatyzacja nie zastąpi delikatnych podmuchów wiatru na twarzy. Ale już niedługo – przez Markową i Kańczugę docieramy do Pruchnika.

Parkujemy na Rynku i rozpakowujemy się. Od razu rzuca się w oczy tabliczka wskazująca drogę do wieży. Tymczasem jednak podziwiamy drewnianą architekturę domków otaczających rynek. Stare, ale zadbane. Piękne.

Na tablicy informacyjnej czytamy o Pruchniku. Napisane jest (cytat z pamięci), że w tym miasteczku typowa galicyjska jest nie tylko architektura, ale i mentalność mieszkańców. Ponieważ sam się na Podkarpacie sprowadziłem niedawno wypytuję Monikę, co to oznacza. Nie potrafi mi odpowiedzieć, a więc na razie kwestie psychologiczne pozostaną dla mnie tajemnicą.

Jak pamiętam z lektury, ścieżka edukacyjna, w pobliżu której znajduje się wieża, rozpoczyna się niedaleko rynku, obok jakiegoś parkingu. Uprzedzę fakty: albo internet jest zepsuty, albo moja pamięć. Po 10 minutach spaceru, trochę powyżej pruchnickiego boiska, dostrzegamy na wzgórzu wieżę. Ona nie jest zbyt blisko, a do tego ulica, którą idziemy, zmierza w niecą inną stronę. Raz jeszcze uprzedzę fakty: nie będziemy narzekać.

Idziemy bowiem bardzo ładną okolicą. Ulica najpierw pnie się między ostatnimi domami Pruchnika. Jest zielono i spokojnie. Na poboczu oryginalne płaskorzeźby – to stacje Drogi Krzyżowej. Potem zaczyna się las. Dobiega z niego nieprzerwany ćwierkot ptaków. Zaczyna się też większa stromizna, co dla pchających wózek i niosących plecak przedstawicieli rodziny oznacza, że spacer nabiera elementów sportu wyczynowego. Raczej drobnych, to zdrowe zmęczenie.

Robimy sobie przerwę przy ostrym zakręcie, z widokiem na doliny poniżej, a wkrótce potem docieramy do wielkiej wiaty piknikowej. Przed nią mały parking. To chyba o tym pisali w necie, nie o tym drugim, obok boiska, ponad 2 kilometry stąd. No cóż.

Kilkadziesiąt metrów dalej małe skrzyżowanie i uliczka w prawo. Jesteśmy w końcu w dzielnicy Korzenie, w pobliżu wieży i ścieżki edukacyjnej „Wąwóz Lelek”. Już wiemy, że na tę drugą nie wkroczymy. To 4-kilometrowa pętla, której fragmenty są dość strome. Z dzieckiem na grzbiecie się da, ale wózek raczej nie przejedzie. Ruszamy więc tylko w stronę wieży. Towarzyszy nam, ku wielkiej uciesze młodzieży, wielki pies. Po drodze mijamy jeszcze odnowiony słup tatarski. Trochę przypomina on małą latarnię morską – tyle tylko, że palony w niej ogień nie ostrzegał statków przed mieliznami, a mieszkańców okolicy przed najeźdźcami.

Sama wieża, to jeszcze błyszcząca nowością drewniana konstrukcja. Podest widokowy mieści się na wysokości 13 metrów. Dzieciaki bez strachu drałują pod górę. Chwilę oglądają świat, potem zaczynają się gonić. Na szczęście, wieża jest dobrze zabezpieczona – nie mają gdzie spaść.

W drodze powrotnej okazuje się, że nasz nowy czworonożny kolega należy do właścicieli jednego z leżących w Korzeniach gospodarstw agroturystycznych. Po krótkiej rozmowie pan gospodarz zaprasza nas do „Alberta”. I tu jest dopiero wesoło: maluchy obserwują, jak karmi się butelką małą kózkę, poznają jedyną czarną owcę w dobytku, siadają na kucyki, z większej odległości i z większym respektem podziwiają wielkie konie huculskie i rogate kozły. A na koniec jeszcze dostają w prezencie od gospodyni trochę domowych przetworów.

Czas do domu. Spacer odbyliśmy po innej trasie niż planowaliśmy, nie zobaczyliśmy wszystkiego, co chcieliśmy, ale co ważniejsze: zobaczyliśmy całkiem sporo niespodzianek. Gdybyśmy podjechali na „górny” parking i zaszli do wieży, to właściwe wycieczka byłaby skończona po godzinie. A tak pół dnia pełnego wrażeń i maluchy pytające o kolejny wyjazd.

Pruchnik_wieza_widokowa_atrakcja

About The Author

Psycholog poznawczy i edukacyjny. Absolwent Uniwersytetu Jagiellońskiego. Szczególnie zainteresowany procesami przetwarzania informacji przez człowieka. Prywatnie fan podróży oraz odkrywania nowych rzeczy w muzyce i literaturze.

Related posts

Leave a Reply

Skip to content